Trudny wybór
Życie ludzkie to nieustanny ciąg różnych wyborów. Właściwie to o człowieku można powiedzieć, że jest istotą skazaną na wybór. Nie może nie wybierać. Nawet bowiem kiedy nie wybiera, świadomie wycofuje się od jakiegokolwiek wyboru wtedy też go dokonuje. Wybory są różne. Jedne są proste i nie nastręczają większych trudności, a inne wprost przeciwnie, są trudne i skomplikowane, sprawiają, że nasze życie czasem zatrzymuje się. Trudne wybory potrafią nas paraliżować, dezorientować, szczególnie wtedy kiedy nie mamy dobrego rozeznania sytuacji na tle której się pojawiają. A jest tak dlatego, że u podstaw każdego wyboru znajdują się jakieś wartości i dobra, czyli coś dla nas cennego. Mogą to być dobra lub wartości wysokie lub też niskie. Nie zawsze jednak potrafimy trafnie je rozpoznać, bywa też, że nie zawsze potrafimy właściwie określić, które to wartości i dobra są niższe a które wyższe, którym należy dać pierwszeństwo w realizacji a które odsunąć. Trudne wybory, które są integralnym elementem naszego życia, prowadzą do konfliktów i dylematów o charakterze egzystencjalnym i moralnym. Dylemat to taka sytuacja w której dwie wartości wchodzą ze sobą w konflikt, przeważnie są to wartości wysokie, choć nie zawsze tak musi być, a rozwiązanie dylematu niechybnie związane jest z odrzuceniem jednej z nich, co może skutkować wyrzutami sumienia, poczuciem winy. Szczególnie dylematy moralne bywają dla człowieka trudne. Jest tak dlatego, że dotyczą one rzeczy dla niego ważnych w które jest on zaangażowany nie tylko rozumowo ale i emocjonalnie. Konflikty moralne dotykają nas zawsze osobiście. Wymagają od nas opowiedzenia się za wysokimi wartościami moralnymi kosztem wartości niższych do których jesteśmy przywiązani lub też odrzucenia jakieś innej wysokiej wartości, która stanęła naprzeciw innej równie wysokiej. Stojąc w obliczu moralnego dylematy poszukujemy różnych dróg jego rozwiązania. Udajemy się do autorytetów aby uzyskać od nich radę lub też sami na własną rękę próbujemy wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Konfliktów moralnych i dylematów jest cała masa. W literaturze przedmiotu powstały już na ten temat setki opracowań. Chciałbym zatrzymać się nad pewnym dylematem, który coraz częściej staje się udziałem współczesnego człowieka. Dyskutuje się on nim w domach na forach internetowych i na seminariach z etyki, coraz częściej problem ten pojawia się w debacie społecznej. Dotyczy on problemu oddawania rodziców do różnych placówek leczniczo opiekuńczych, czy domów opieki. Warto zapytać, jaka jest istota tego dylematu, i dlaczego dla niektórych jest to dylemat, a dla innych nie, czy faktycznie jest on w każdej sytuacji czymś niemożliwym do rozwiązania, czymś co musi budzić wyrzuty sumienia, poczucie winy? A może w niektórych sytuacjach jest to dylemat pozorny, sztucznie wykreowany przez brak właściwego rozeznania sprawy?
Zacznijmy od tego, że nasze społeczeństwo można zaliczyć do tzw. społeczeństw tradycyjnych, jeśli chodzi o wartości rodzinne i wychowawcze. W takich tradycyjnych społeczeństwach jak nasze, istnieje jeszcze określona hierarchia wartości regulująca współżycie między dziećmi a rodzicami. Wartości tych uczymy się w procesie socjalizacji. Polega on na stopniowym przyswajaniu obowiązujących w danej kulturze norm, zasad i reguł praktycznego postępowania wobec drugich. Przyswojone (czy jak się to fachowo określa zinternalizowane) wartości stają się częścią systemu motywacyjnego, aktywizują nasze działania zgodnie z utartymi wzorcami ich realizacji. W naszej rodzimej kulturze znajdują się także zasady i reguły określające nasz stosunek do rodziców. Te reguły mają przeważnie charakter norm zalecających względem nich określone powinności. Przykładem takiej normy jest przykazanie dekalogu, „czcij matkę i ojca swego”. Normy tego typu uzasadniane są tak społecznie jak i religijne (dekalog) Jedną z praktycznych reguł, która jest konsekwencją choćby poprzednio przywołanej normy dotyczącej szacunku rodziców, jest reguła niesienia pomocy rodzicom w trudnej sytuacji, jaką np. jest choroba. Nikt nie powinien zostawiać swoich rodziców bez pomocy, kiedy nie będą oni w stanie sami już zadbać o swoje własne szeroko pojęte interesy. W naszej kulturze obowiązkiem moralnym jest pomaganie rodzicom w trudnych sytuacjach, takich jak starość, choroba czy śmierć jednego z rodziców. Postawa pomocy rodzicom w każdej z tych sytuacji jest społecznie akceptowana i pozytywnie oceniana.
Bywają jednak i takie sytuacje, kiedy ta praktyczna reguła pomocy naszym rodzicom nie może zostać urzeczywistniona, kiedy na drodze do jej realizacji pojawiają się obiektywne przeszkody od nas niezależne i przez nas niezawinione. Oczywiście trzeba tu odróżnić następujące przypadki:
A. brak realizacji pomocy rodzicom jest konsekwencją naszych zaniedbań, wynika z naszej niechęci, egoizmu, tendencji do łatwego i przyjemnego życia dla którego chory czy samotny rodzic może być poważnym ograniczeniem, a kiedy nie zależy od naszych subiektywnych pobudek,
B. brak realizacji pomocy rodzicom jest konsekwencją naszych ograniczeń fizycznych i psychologicznych, które utrudniają nam podjęcie adekwatnej do sytuacji działania, chodzi o człowieka psychicznie i charakterologicznie słabego, które nie może udźwignąć ciężaru choroby ojca czy matki.
Nie waham się powiedzieć, że w tych przypadkach, kiedy w sposób świadomy i dobrowolny rezygnujmy z okazania naszym rodzicom należnej im pomocy i szacunku popełniamy czyn moralnie niesłuszny. Kiedy odstępujemy od pomocy im na skutek egoistycznych pobudek, kierując się wygodą i poczuciem bezstresowego życia, wtedy oblewamy test naszego człowieczeństwa. Te skrajne i jakże nieodpowiedzialne przypadki zaniechania realizacji zasady pomocy rodzicom nie są jedynymi sytuacjami w których stajemy przed podobnym problemem. Nie można ich w żadnym wypadku czynić paradygmatycznymi, ani też odmierzać nimi innych sytuacji, które trzeba jasno od nich odróżnić. W przypadku psychologicznych czy fizycznych czynników uniemożliwiających pomoc rodzicom, nie pododaje się ich moralnej ocenie o ile nie zostały przez daną osobę spowodowane w sposób zamierzony.
Bywają bowiem sytuacje (C) w których urzeczywistnienie reguły niesienia pomocy rodzicom jest po prostu niemożliwe, gdyż przekracza nasze możliwości i siły. Medycyna wyróżnia takie schorzenia, które wymagają specjalnej i fachowej pomocy medycznej. Sami nie jesteśmy w stanie sprostać tym wymogom, a chory potrzebuje ich aby godnie doczekać końca swojego życia. W takich sytuacjach przekraczających nasze możliwości, nie waham się powiedzieć, że jesteśmy moralnie zobowiązani oddać naszego drogiego ojca czy matkę do odpowiedniej placówki opiekuńczo leczniczej w celu zapewnienia im fachowej opieki medycznej. W takiej sytuacji nie powinniśmy mieć żadnego dylematu moralnego, że oddajemy bliską nam osobę. Trzeba pamiętać, że nie wszystko jest w naszej mocy, a w takich właśnie sytuacjach liczy się przede wszystkim dobro bliskiej osoby, którego nie jesteśmy w stanie mu zapewnić.
Trzeba walczyć z negatywnymi stereotypami i uprzedzeniami jakie dają się zauważyć w naszym społeczeństwie odnośnie kwestii oddawania rodziców do placówek opiekuńczo –leczniczych. To one w sposób zasadniczy przyczyniają się do kształtowania nieprawdziwego i niesprawiedliwego obrazu takich placówek. Nie brakowało kiedyś i nie brakuje i dziś osób, którzy za pomocą pokrętnej retoryki odwołując się do emocji i kulturowo utrwalonych przesądów wmawiają że każde oddanie ojca czy matki do zakładu leczniczo – opiekuńczego, czy domu spokojnej jesieni jest złem moralny, czynem nie na miarę człowieka. Nierzadko wysuwane są i takie argumenty, że rodzice tylko po to mają dzieci i wychowują je aby potem na starość i w chorobie dzieci mogły się nimi zaopiekować. Jeszcze inni powołując się na argumenty zaczerpnięte z religii, uważają, że oddawanie rodziców na tzw. opiekę do różnych ośrodków jest pogwałceniem przykazania Dekalogu szacunku rodziców. Uważa się takie zachowanie za odmawiające rodzicom szacunki i czci. Na wielu, zwłaszcza wierzących, jest to solidny straszak powodujący wyrzuty sumienia. Czy uzasadnione to inna sprawa! Tego typu pseudoargumenty wyrządzają ludziom dużo szkody. Powodują niepotrzebne i moralnie nieuzasadnione poczucie winy za zło którego tak naprawdę się nie popełniło. Odnośnie argumentów, że rodzice po to mają dzieci aby te opiekowały się nimi na starość, można stwierdzić: jeśli rodzice mają dzieci tylko po to, aby one opiekowały się nimi na starość, to postępują egoistycznie. Dziecko ma być owocem miłości a nie przemyślnej kalkulacji. Jeśli za posiadaniem dziecka kryje się takowa utylitarystyczna kalkulacja to jest to moralnie odrażające. Tacy rodzice krzywdzą swoje dzieci, ustalając im z góry określoną funkcję w życiu. Decyzje takie nierzadko mszczą się na rodzicach, którzy tresowali, bo nie wychowywali swoje dzieci do późniejszej roli opiekunów. Powoływanie się, przez niektórych na łamanie praw dekalogu tez budzi moralne obiekcje. Po pierwsze w jakim celu wykorzystuje się te argumenty? Trzeba dobrze rozgraniczyć sytuacje kiedy oddanie rodziców dokonuje się z naszej winy a kiedy jest wymuszone obiektywnymi i niezależnymi od nas okolicznościami. Argument ten może być wiążący tylko w przypadku sytuacji opisanych w punkcie A. Jako cały zbyt generalizuje problem. Podciąga bezkrytycznie wszystkie przypadki pod jeden paradygmatyczny (wspomniany w punkcie A) i uważa, że każde oddanie ojca czy matki do domu opiekuńczego, czy domu spokojnej jesieni jest konsekwencją egoizmu, braku szacunku i należnej czci i wrażliwości moralnej. Argument ten służy także jako wygodny instrument indukowania nieuzasadnionych wyrzutów sumienia i poczucia winy.
Ośrodki opiekuńczo – lecznicze to nie umieralnie w których wykańcza się pacjentów ale centra fachowej pomocy gdzie złożony bólem i cierpieniem chory może z godnością przy obecności fachowego personelu medycznego i rodziny dożyć końca swoich dni. Trzeba skończyć z wmawianiem poczucia winy ludziom decydującym się na krok oddania swoich rodziców. Zamiast poddawać ich surowym ocenom i odsadzać od czci i wiary, trzeba najpierw wczuć się w ich sytuacje. Zrozumieć konflikt wartości w którym się znaleźli. Szkoda, że te krzywdzące oceny padają przeważnie z ust tych, którzy z takim wyborem nigdy nie mieli nic do czynienia. Ale taka jest chyba nasza ludzka natura, najwięcej mówimy o tym, o czym nie ma mamy przysłowiowego „zielonego pojęcia”…
Decyzja o oddaniu rodziców do zakładu opiekuńczo –leczniczego, nawet kiedy zachodzi taka obiektywna konieczność i mamy tej konieczności głęboką świadomość, nigdy nie jest emocjonalnie łatwa. Nawet jeśli wszystkie racje przemawiają za tym, że trzeba, gdzieś w głębi każdego autentycznie kochającego swoich rodziców człowieka, pojawiają się wątpliwości w postaci pytań; czy ja słusznie postępuję, czy to jest etycznie słuszne, może nie powinienem tego robić, może sam sprostam temu trudnemu wyzwaniu? Nierzadko pojawiają się myśli, że przecież rodzice nie chcieli by tego, tyle włożyli trudu w moje wychowanie, że winniśmy im za to odpłacić się nasza bezgraniczną pomocą i opieką w takiej sytuacji. Myśli te pojawiające się w sytuacji dylematu oddać, czy nie oddać są jak najbardziej naturalne, nie należy się ich wstydzić ani też na siłę wypierać. Są one konsekwencją z jednej strony naszej relacji do rodziców a z drugiej aktywizowane są przez kulturowo przyswojone zasady i praktyczne reguły określające nas stosunek do nich. Emocje jednak to jedna sprawa a zdrowy rozsądek i trafne rozeznanie sytuacji to druga. Emocje te trzeba w pełni uszanować. Nie można ich kwestionować. Choć odsłaniają one od wewnątrz naszą autentyczną miłość do rodziców, to nie powinny, w moim bynajmniej przekonaniu, stanowić jedynych racji ostatecznie rozstrzygających nasz wybór. Emocje bywają bowiem złym doradcą. Potrafią sprowadzić na nas dużo nieszczęścia i niepotrzebnego niepokoju, wzbudzić nieuzasadnione poczucie winy. W takiej sytuacji ważne jest nie tylko własne rozeznanie ale także udanie się, w razie potrzeby, po pomoc do ludzi kompetentnych, którzy swoją radą mogą pomóc nam ukształtować właściwy wybór. Mam tu na myśli lekarzy, psychologów, etyków oraz duchownych.
Zakład opiekuńczo – leczniczy „Serdeczna Troska” w Krakowie oferuje profesjonalną opiekę wszystkim ludziom cierpiącym na różne schorzenia. Oferuje pomoc, którą nie zawsze jesteśmy w stanie wyświadczyć naszym cierpiącym rodzicom w domu. Placówka powstała z myślą o tych, którzy stoją przed dylematem oddania swoich kochanych rodziców, z myślą o tych, którzy poszukują takiego miejsca w którym ich bliscy będą czuli się bezpiecznie a przede wszystkim godnie. „Serdeczna Troska” podaje wszystkim cierpiącym i potrzebującym swoją „serdeczną dłoń”. Bez cienia przesady, można powiedzieć, że zakład Serdeczna Troska, pracujący w nim lekarze i pielęgniarki z pełną troską i poświęceniem, każdego dnia realizują szczytne ponadczasowe ideały wyrażone w starożytnej przysiędze Hipokratesa. Pod szyldem szczytnych idei humanizmu wyrastającego z idei godności osoby urzeczywistnia się w jej ramach ciężka i ofiarna praca na rzecz wielowymiarowo rozumianego dobra pacjenta. Kiedy przekracza się próg tej placówki, odnosi się nieodparte wrażenie promieniującej dookoła niesamowitej życzliwości i przyjaźni jaką otaczani są pensjonariusze oraz ich spowite aurą smutku i bólu rodziny. Promieniste uśmiechy, życzliwe gest personelu, uścisk ręki przyjaznego lekarza i dobre słowo, budują autentyczną atmosferę zaufania, miłości i szacunku dla człowieka. Wsparcie kiedy ktoś odchodzi tak bardzo potrzebne, dostaje każdy. Nikt tam nie jest pozostawiony samemu sobie. Doświadcza się tam wszechobejmującej „przestrzeni serdecznej troski”. „Serdeczna Troska” to nie tylko chwytliwa nazwa, czy tania reklamówka mająca przyciągać zainteresowanych. Nazwa ta oddaje w pełni to, co dzieje się wewnątrz niej. Tę serdeczną troskę kształtują przede wszystkim ludzie, serdeczni i zatroskani i to począwszy od samego jej zarządu aż po pracowników administracji i ochrony. Zakład oferuje nie tylko fachowe wsparcie medyczne ale także pomoc psychologiczną i duchową dla wszystkich, którzy jej potrzebują zmagając się z chorobą ojca czy matki.
W moim głębokim przekonaniu placówka wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i zapotrzebowaniom współczesnego człowieka, który tak bardzo boi się cierpienia i choroby swoich rodziców. Który przeżywając lęk w spotkaniu z cierpieniem najbliższych nie bardzo wie jak sobie z tym poradzić. Placówka cały czas się rozwija. Obecnie dokonuje się jej rozbudowa pod względem infrastruktury, tak aby można było przyjmować większą ilość pacjentów w warunkach bardziej komfortowych z miejscem dla nowoczesnego sprzętu medycznego. Placówka ta krzewi kulturę życia, o której tak wiele pisał i mówił podczas swojego pontyfikatu Błogosławiony Papież Jan Paweł II. Przyczynia się ona twórczo do odnowy i budowy cywilizacji życia.
Pamiętamy, że w niektórych sytuacjach oddanie rodziców do takiej placówki jest naszym moralnym obowiązkiem, moralną powinnością od której nie powinniśmy się uchylać w imię nieuzasadnionych leków, stereotypów czy przesądów, którzy z różnych powodów nam będą wmawiać. Trzeba mieć na uwadze w takiej sytuacji przede wszystkim całościowe dobro drugiego człowieka, cierpiącego ojca czy matki. Tylko wzgląd na owo dobro nam pomóc w podjęciu słusznej, bo wolnej od lęku i uprzedzeń decyzji. Wystrzegajmy się fałszywych dylematów i konfliktów wartości. Nie pozwólmy aby inni zaciemnieli nas osąd sytuacji. Pamiętajmy, że każdy człowiek, tak jak ma prawo do godnej śmierci, to zanim to nastąpi, ma on prawo do godnej i profesjonalnej opieki. A tę nie zawsze potrafimy mu ofiarować mimo naszych najszczerszych intencji. Nierzadko przekracza ona nasze możliwości fizyczne i psychiczne a także i kompetencyjne. Jeśli sami z różnych przyczyn (psychologicznych np.) nie potrafimy zapewnić naszym rodzicom właściwej opieki, wówczas jesteśmy moralnie zobowiązani do zapewnienia im jej przy udziale instytucji leczniczo - opiekuńczych lub osób trzecich. Co nie oznacza jednak totalnego wycofania się z pomocy rodzicom i scedowania wszystkiego na owe instytucje lub osoby trzecie. Nasze słabości w tej materii nie zwalniają nas od wszelkiej odpowiedzialności.
Warto zatem kiedy znajdziemy się w sytuacji wyboru, umieszczenia rodziców w jakimś zakładzie leczniczo – opiekuńczym, przemyśleć na poważnie, bez lęku, uprzedzeń i stereotypów, propozycję oferowaną przez zakład opiekuńczo leczniczy „Serdeczna Troska”. Osobiście maiłem okazję być w tym zakładzie. Jestem pod wrażeniem profesjonalizmu i panującej tam atmosfery budowanej przez przyjaznych i serdecznych ludzi. Wtedy pomyślałem, że kiedy znalazłbym się takiej sytuacji, że musiałby swoich rodziców umieścić, gdyż sam z różnych przyczyn nie miałbym możliwości opiekowania się nimi, powierzyłbym ich właśnie personelowi „Serdecznej Troski”, będąc spokojnym o ich dobro i godne traktowanie.
Dr Piotr Duchliński
Wice- Dyrektor Instytutu Filozofii Akademii „Ignatianum” w Krakowie
Wykładowca w Instytucie Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie